niedziela, 31 sierpnia 2014

Niech Pani zobaczy, będzie Pani zadowolona! Czyli warszawska Hala Mirowska i miejska zielarka.



Od kiedy zamieszkałam na warszawskiej Woli, byłabym chyba chora, gdybym choć raz w tygodniu nie zawitała na Halę Mirowską. A dokładniej na targ, znajdujący się na tyłach dwóch bliźniaczych hal targowych. Kiedy tu przychodzę, czasem odnoszę wrażenie jakby czas zatrzymał się w miejscu, a ja trafiłam właśnie w rok 1920. Przekrój kulinarny, społeczny i kulturowy jak się patrzy!
Istny raj dla poszukiwaczy dobrego jedzenia.  Znajdziemy tam prawie wszystko, czego kulinarny miłośnik poszukuje.
Mięso (znajdziemy tu również dziczyznę i jagnięcinę), ryby, warzywa i owoce ale i orientalne potrawy i zapachy. I nie mówię tu o oriencie typu jedzenie u ''Chińczyka" czy kebab.
Orient w pełnej krasie!
Znajdziemy tu sklep z  przyprawami pochodzącymi  z basenu Morza Śródziemnego, którego właścicielem jest Syryjczyk (to miejsce stanie się tematem jednego z kolejnych wpisów).
Kiedy potrzebuję przyrządzić potrawę włoską, grecką czy marokańską doskonale wiem, że tam znajdę wszystko co jest mi potrzebne. Po wszelkiego rodzaju kiełki, fasole, pędy i sole morskie kieruję się do pana, którego imienia nie znam, ale funkcjonuje w mojej głowie jako "Pan on kolendry:. Czemu??? Bo nigdzie nie kupiłam lepszej kolendry niż u niego! Nad wejściem do jego sklepiku wisi napis: "Tu pracuje taki Pan co hoduje zioła sam!"

Ale mogłabym się tak rozpisywać na temat niemal każdego sklepu, a tu historia miała być o ziołach!
Podczas mojej ostatniej wizyty na targowisku po raz kolejny urzekło mnie stoisko, na którym znajdziemy wszelkiego rodzaju zioła: co najmniej 8 odmian mięty (w tym mojej ulubionej odmiany marokańskiej), kilka odmian bazylii, oregano, szałwii, melisy, co najmniej dwóch odmian curry, wiszącej odmiany rozmarynu. I mogłabym tak wymieniać jeszcze długo... ale  znalazłam tam moje ulubione wrzosy.




Sprzedaje tam Pani Łucja... i tu przepadłam na amen, a powody były dwa!
Po pierwsze, p. Łucja opowiada o ziołach które sama hoduje w taki sposób,że niejeden botanik mógłby pozazdrościć jej wiedzy. A po drugie, jako jedyna niemal z całej hali, pozwoliła bez najmniejszego problemy zrobić zdjęcia jej stoiska.



Pai Łucja wykazała się dodatkowo ogromną cierpliwością wobec klientów, a byli tezż i tacy
 "wymagający" ... A to że listki w lewo rosną i czemu nie w prawo, a czemu ten rozmaryn taki płaski i jakoś tak zwisa? A p. Łucja opowiadała o każdej roślinie czemu i dlaczego.

A ja przepadłam całkowicie w zapachach mięty, rozmarynu i mojej ulubionej bazylii której, zapach zawsze przenosi mnie do mojej ukochanej Italii...






Przepadłam. 
Przepadłam kompletnie, zwłaszcza w wyborze ziół, które chciałabym zabrać do domu. 
Moja wizyta w ziołowym raju zakończyła się przytachaniem do domu :
- bazylii genueńskiej
- rozmarynu lekarskiego
- curry 
- papryczki czuszki (choć na moim balkonie mam plantacje paprykową) 
- mięty marokańskiej
- czerwonej bazylii ( tu p. Łucja skutecznie mnie przekonała : " Pani weźmie ją, cholera mocna jak zajzajer, ale będzie Pani zadowolona! " ) 
- oregano 
- 3 wrzosy  



I teraz najlepsze! Jechałam z tym wszystkim na skuterze !!! Jechałam i zastanawiałam się nie nad tym czy dowiozę je wszystkie, tylko nad tym, że wyglądałam jakbym obrabowała szklarnie z roślinami i własnie z nimi uciekam ( zawrotna prędkość 50 km/h).
Jedno jest pewne, skoro przytaszczyłam te wszystkie chabazie  to p. Łucja nie dość że jest świetną znawczynią ziół, ale i doskonale potrafi sprzedać swój towar:)
A zioła w kuchni... nic tak nie cieszy jak zerwanie paru listków, które w magiczny sposób sprawią, że potrawa ożywa feerią smaków...



2 komentarze:

  1. Hej,
    Narobiłaś mi smaku!!!
    Muszę się szybko tam wybrać :)!
    Powiedz mi tylko, jak przewiozłaś to na skuterze...bo mam zamiar się tam wybrać
    właśnie na nim...ale doświadczenia z przewozem to niestety nie mam!
    P.S. Ładne zdjęcia i zapowiada się super blog, więc koniecznie pisz i dziel się :)
    Powodzenia!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Marta,
    Oooo opis transportu skuterowego.. hmm to trzeba zobaczyć;)
    A nasz skuter już przewiózł takie rzeczy jak : odkurzacz, dykty styropianowe, wielkie kartony, o zakupach nie wspomnę;) Pamiętam jak dziś,
    kiedy pojechałam na zakupy do Lidla skuterem, nakupiłam całą masę produktów typu 5kg proszek do prania, duży płyn do płukania, 4kg mąki, 2kg cukru itp. gabarytowo duże rzeczy. Po zakupach podjeżdżam wózkiem sklepowym pod skuter. W samochodzie typu jeep siedział pan z włączonym silnikiem, gotowy do odjazdu. Zaczęłam pakowanie i układanie zakupów w siatce ikea która stała po nogami:) Zapakowałam się ze wszystkim bardzo spokojnie i usłyszałam - " specjalnie poczekałem i tak patrzyłem bo zastanawiałem się jak Pani się z tym zabierze. Nie wierzyłem że się uda! ". Ale chyba i tak największą atrakcją jesteśmy kiedy jedziemy na skuterze z naszym PSEM;)

    OdpowiedzUsuń