piątek, 5 września 2014

Nasz pies ma smaka na wybranego chrupaka! Czyli psia micha.


Dziś nieco inaczej, nie będzie postu z przepisem na jakieś pyszności ani historii związanych z jedzeniem. Dziś będzie nieco zwierzęco, ale też kulinarnie. Psia micha! 
Widzicie tego tam na górze? Ten osobnik nazywa się Grass (oficjalnie;)) i jest psem, który trafił do nas ze schroniska na Paluchu. Kilkakrotnie wspominałam o nim we wcześniejszych postach. Wybór imienia dla niego nie był zbytnio trudny, na jednym z pierwszych spacerów, pierwsze co zrobił, to zaczął maniakalnie ocierać się o trawy, takie  wysokie, ot taka przyjemność i tak został Grass.
Ocieractwo o trawy zostało mu do teraz.





Taki nasz szorstek, na nieproporcjonalnych, długich łapach, strasznie kudłaty, przez co ostatnio miał odkurzane futro. Dosłownie odkurzane odkurzaczem! Przyszedł taki moment, kiedy ilość wypadającej sierści z tego kłaczastego potwora, przerosło tempo zbierania latającego futra po podłodze. Ka włączył odkurzacz na najniższe obroty, co by się sierściuch nie przestraszył i aby nie zassać mu skóry, usiadł na podłodze i miło mówiąc do niego odkurzał go. 
Ale mogłabym tak opowiadać historię za historią o tym zwierzu futerkowym, a tu post miał być o kulinariach! 
Zawsze myślałam, że psy ze schroniska to osobniki, które zjedzą wszystko... ależ jak bardzo można się mylić. W swoim szczęściu trafiliśmy na jednego z bardziej wybrednych potworów! W pierwszej chwili pomyślałam, biedaczek siedział w klatce, nie miał co jeść, ugotuje mu dobre jedzenie, przytyje...a, bo chyba zapomniałam wspomnieć że nasz piesozwierz to taki szkieletor. Zaczęłam gotować mu kurze serduszka, wątróbki, żołądeczki... cuda wianki na patyku. Do tego ryż i miało być super. I to był nasz błąd. Rozpieściliśmy dziada!  Po konsultacji z weterynarzem, postanowiliśmy przejść na suchą karmę. Taką wysoko energetyczną, że niby miał po niej przytyć... myślicie że przytył? A skąd! Nadal straszy wystającymi żebrami! Na szczęście sierściuchosław jest zdrowy, taka jego uroda. I choćbyśmy nie wiem jak się starali żeby przytył, będzie szkieletorem pokrytym futrem. 
A propos futra, na naszym osiedlu dostał ksywkę " wyciorek" , podobno przypomina taki wycior do butelek. Druciak na czterech łapach;) 
Wracając do kulinarnych psich przygód, ostatnio zaobserwowaliśmy nowe upodobania. 



Oto psia micha. I co widzimy? Chrupaki, grochy no różnorodne smakołyki. Kurczaczkowe, jagnięce, z warzywkami, a nawet z wołowinką się tam trafiły. Brać, wybierać! Ale co? Byłoby zbyt pięknie gdyby wszystko było dobrze! Jak myślicie, które odpadają? Którymi pluje? 


No czerwonymi! A czemu? Bo nie są takiej samej wielkości! I tak co rano. Już nawet testowaliśmy, czy może jak dosypiemy nowych chrupaków, to może jakoś nie zauważy i zje wszystkie? Nie! Uknuł sobie w tej łepetynie że czerwone nie i koniec. 
I tak to właśnie jest z tym rudym paszczakiem... 
Chudy i wybredny.
Ale jest jedna rzecz którą zje zawsze. Da się pochlastać pewnie za nią;) To suszona kurza łapka! Jest taki cwany, że jak tylko zwęszy, że kurza łapa jest wyciągana z szafki, to nawet zrobi jakąś sztuczkę;) Robi przy tym sarnie oczy mówiące: "jestem najukochańszym, najgrzeczniejszym i najgłodniejszym pieskiem na świecie i tak bardzo chcę tej kurzej łapki. Dawaj ją pańcia! No dawaj!". 

Warto tez wspomnieć o porach jedzenia, nie są to od takie pory, poranek czy wieczór. 
Przekonaliśmy się, że miska z chrupakami może sobie stać cały dzień. Futerkowiec ma kaprysy na jadzenie, czasem jeden chrupas, czasem cztery ale nigdy cała micha! 
A najczęstszą porą jedzenia jest okolica 3.00. Ah, jak się pięknie niesie chrupanie, chłeptanie wody... i oczywiście końcowe czknięcie!