czwartek, 11 września 2014

A kto to będzie obierał? Nie martw się, rozdamy! Czyli mieszczuch w lesie kontratakuje !



Pamiętacie jak pisałam o naszej wyprawie na grzyby? Tym razem, to ja byłam inicjatorką kolejnej wyprawy. Pewnie myślicie, że pająki mnie zniechęciły? Otóż nie! Na kolejną wyprawę byłam doskonale wyposażona, no może doskonale to zbyt dużo powiedziane... Ale wiedziałam z czym mam do czynienia i na jaki atak się przygotować.
Tym razem, nie nastawialiśmy budzików na 7.00. Miał to być miły i rekreacyjny wyjazd do lasu, bez specjalnego nastawienia na wielkie zbiory. Ale profilaktycznie wzięliśmy dwa kosze;). Tym razem, nie było w planie awarii dopływu ciepłej wody, ani nic podobnego. Czyli szybka akcja zmycia z siebie stada pająków nie była zagrożona. Totalny luzik! Piękna pogoda, cieplutko, słoneczko świeciło, wymarzona pogoda na grzyby. Oczywiście jako rasowy mieszczuch,zabrałam ze sobą, tak na wszelki wypadek, bluzę, kurtkę przeciwdeszczową i szal. Nigdy nie wiesz kiedy cię zaskoczy zmiana pogody. A lepiej być ubezpieczonym. Normalnie wyposażenie ubraniowe tak różnorodne, jakbym co najmniej wybierała się w Tatry wysokie, a nie 30 km za Warszawę.
Jak tylko wsiadłam do samochodu, zaczęło się moje prychanie i parskanie że gorąco, duszno itp. Wyobrażacie sobie kobietę, która w aucie wygina się i pręży aby zdjąć wpierw kurtkę, potem bluzę i na koniec odwiązać szal tak, żeby nie stworzyć sobie śmiertelnej pętli na szyi ? A to wszystko przy świadomości bezpieczeństwa drogowego - pasy zapięte. Akrobacja bardziej wyczynowa, niż akrobaty cyrkowego!
Po wysupłaniu się z tych więzów własnego ubrania, mogliśmy spokojnie jechać dalej!
Po dojechaniu na miejsce, mieliśmy bez żadnego spięcia zrelaksować się w lesie. Jasne, pierwsze co usłyszałam od Ka, to było zdanie, które relaksu nie wprowadza " kto pierwszy znajdzie jadalnego grzyba... ".I zaczęło się, od wkroczenia w zarośla, wzrok wyostrzony, słuch tez bo przecież grzyb może rosnąć a ja go usłyszę! Czyli wyścig i presja znalezienia pierwszego! A co było? TO!



Pierwsze co Ka usłyszał to, AAAAAAAA!!!! I ten oto wielki, włochaty pająk, prawie wylądował mi w moim kokonie misternie upiętych włosów! Widzicie jakie ma włochate nóżki? I był wielki! 
Bardzo szybko znalazłam sposób walki z jego przyczajonymi na mnie braćmi, myślałam że będę szybsza w przewidywaniu ich ataku. 




Pełne uzbrojenie! Mieszczuch pełną gębą... łaziłam po krzaczorach wymachując kijem, niczym Pan Wołodyjowski swoją szabelką. 
Podziałało do momentu, kiedy moim oczom ukazało się pole grzybowe, specjalnie piszę pole grzybowe, ponieważ było ich tam około 12 sztuk. Ukucnęłam, zbierałam, ciachałm nożykiem przedzierając się przez jagodowe krzaczki. Z tej radości, pochłonięta euforią zbieractwa pozostawiłam swoją "szabelkę"... 
Dalej nie muszę opisywać co działo się przez kolejne 2 h... 
Efektem naszego zbieractwa były dwa kosze, wypełnione przepięknymi grzybami.



     

Oczywiście, kiedy wsiedliśmy do naszego czołgu (nasz samochód, poprzez swój kolor militarny otrzymał tak urocza nazwę), pierwsze uczucie jakie pojawiło się tuż po wielkim zachwycie zbiorem, było przerażenie wieczornym skrobaniem i krojeniem grzybów. Ale najlepsze pomysły powstają podobno spontanicznie, to i nasz był planem genialnym - oddamy w prezencie! Szybko zrobiliśmy rozeznanie, kto lubi?  Udało się obdarować znajomych. Radość ze zbieractwa - ogromna, radość z nie obieractwa - nie do opisania! 



A tak na przyszłość, gdyby komukolwiek z Was przytrafiło się wybrać na grzybobranie, polecam sposób na przetworzenie dużej ilości grzybów. 


Smażone grzyby na maśle: 

Ciężko tu operować gramaturą, ale sposób jest tak prosty, że na pewno wyczujecie proporcje. 

Składniki:

kosz grzybów
kostka masła 
2 cebule białe
sól 
pieprz 
woreczki śniadaniowe

Grzyby czyścimy i kroimy w plasterki. Cebulę kroimy w drobną kostkę i delikatnie podsmażamy ja na 2 łyżkach masła.
Kiedy cebula nabierze złocistego koloru i zmięknie dodajemy pokrojone w plasterki grzyby. Doprawiamy solą  i pieprzem. 
Smażymy do momentu aż grzyby zmiękną i powstanie nam sos. 
Przesmażone grzyby odstawiamy do przestudzenia. Kiedy sos będzie całkiem chłodny, pakujemy po 3- 4 łyżki sosu do woreczków śniadaniowych. Zamykamy woreczki i tak przygotowane paczuszki, wsadzamy do zamrażarki. 
W razie potrzeby odmrozić i dodać do sosu grzybowego, mięsa, farszu itp. 
Doskonały sposób, który na pewno sprawdzi się w okresie świątecznym np. do zupy grzybowej czy farszu na pierogi ( po wcześniejszym zmieleniu). 



Miłego zbieractwa! Polecamy:) 

1 komentarz: